Recenzja gry

inFamous: Second Son (2014)
Nate Fox
Dariusz Błażejewski
Janusz German
Anna Gajewska

Amerykańscy bogowie

Sucker Punch wreszcie nie zanudza nas jednym typem zabawy, a oddaje do użytku aż cztery aspekty superbohatera. Pierwszy to wspomniany już dym. Delsin może dzięki niemu ciskać ognistymi kulami
"inFamous: Second Son" nie próbuje udawać, że jest kontynuacją wielkiej sagi o znoju Cole'a McGratha. Twórcy, czyli studio Sucker Punch, nie zamierzają mydlić nam oczu. Tytułowy drugi syn to zupełnie nowy bohater, z nowymi mocami i w innym otoczeniu. Każdy, kto poczuł się nieco zmęczony Cole'em i strzelaniem błyskawicami, odnajdzie się w "Second Son" od razu.

Sucker Punch nie zmieniają tego, co dobre. Kto zatem grał w poprzednie odsłony "inFamous", bez problemu odnajdzie się w świecie superbohaterów z przypadku. Tym razem pechowcem jest Delsin Rowe, chłopaczek o charakterze podobnym do remasterowanego Dantego z "DMC". Nasz bohater ma starszego brata, który obowiązkowo jest marudnym moralistą i w dodatku policjantem. Tylko przypadek sprawia, że Delsin zyskuje moce. W okolicy rozbija się autobus więzienny, którym podróżują tzw. bioterroryści. Przez kontakt z jednym z nich Delsin dostaje bonus w postaci mocy dymu. Bardzo szybko trafia też na niejaką Augustine oraz siły porządkowe, których zadaniem jest pacyfikowanie bioterrorystów i przewodników. A tym ostatnim jest Delsin, potrafi on bowiem przechwytywać moce od innych ludzi, obdarzonych specyficznymi zdolnościami.



Dzięki temu zabiegowi Sucker Punch wreszcie nie zanudza nas jednym typem zabawy, a oddaje do użytku aż cztery, mówiąc oględnie, aspekty superbohatera. Pierwszy to wspomniany już dym. Delsin może dzięki niemu ciskać ognistymi kulami albo przemykać przez wyloty wentylacyjne. Drugi zestaw – i to mój absolutny faworyt – to neon. Choć byłem pełen rezerwy w play teście "Second Son", gdy dostałem pełen zestaw laserów, koksu i rave party, musiałem to odszczekać. Moce neonu są nieźle zaprojektowane, najbardziej płynne i przede wszystkim – urywają głowę, jeśli chodzi o efekty wizualne. W takich momentach czuć, że to faktycznie nowa generacja konsol.

Samo zdobycie mocy neonu to misja, którą zaliczam do najlepiej zaprojektowanych etapów w grach komputerowych w ciągu ostatnich lat. Gdy zdobędziemy neon przez dotyk, musimy zaraz gonić osobę dysponującą tą mocą. Noc. Seattle skąpane w deszczu. Ciężkie chmury, światła miasta, przysadziste kamienice; to wszystko odbija się w mokrej jezdni. Pomiędzy budynkami z prędkością światła mknie Fetch, zaraz za nią Delsin. Powietrze skrzy od fioletowych fraktalnych rozbłysków, a deszcz i nocne światła miasta sprawiają, że czujemy się, jakbyśmy właśnie oglądali "Łowcę androidów", tyle że na porządnej dawce LSD. Coś pięknego. Neon wygląda perfekcyjnie nawet w pełnym świetle. To, w jaki sposób nasza postać "fazuje" podczas świetlnego biegu, jak strzela dalekosiężnym pociskiem fioletowej śmierci... Coś pięknego. Mimo że moce neonu są nieco słabsze pod względem ofensywy, w stosunku do dymu, to właśnie ich używałem w zasadzie przez większość gry.

Poza dymem i neonem dostaniemy też inne zabawki do arsenału, ale może to lepiej odkryć samemu. Jednej z mocy łatwo się domyślić – w końcu nasz bohater ma pewien konkretny cel w podróży do Seattle. Druga zaś to ewidentnie komiksowy i ultranowoczesny szlif. Co to za moc? Zdradzać nie będę, ale wskazówką niech będą "Amerykańscy bogowie" Neila Gaimana, gdzie obok klasycznych bóstw pojawiały się i takie, które rządziły Internetem czy telewizją.



Sam pomysł na wykorzystanie innych aspektów rzeczywistości niż klasyczne żywioły, jakie znamy od czasów Arystotelesa, zasługuje na pochwałę. Co prawda Cole ciskał błyskawicami i zamrażał wrogów, ale nadal były to proste mutacje powietrza i wody. W "Second Son", o ile dym przypiszemy od biedy do klasycznego ognia, o tyle neon oraz pozostałe moce – już niekoniecznie.

Niestety, "Second Son" nie jest pozbawiony wad. Na szczęście jest tylko jedna rzecz, która po dłuższym graniu nieco irytuje. To swego rodzaju monotonia. Aby sprawnie przemieszczać się po mapie czy rozegrać niektóre misje fabularne musimy odblokować dany obszar. By go odblokować, musimy zniszczyć mobilne centrum dowodzenia (później także zakłócacze naszego radaru). Centrum niszczymy zawsze w ten sam sposób. Trzeba pozbyć się całego batalionu żołnierzy DOZ, a potem zniszczyć maszynę, która robi za bazę. Następnie pomagamy bądź przeszkadzamy w danej dzielnicy, aż wpływ naszych antagonistów spadnie do ok. 30 procent. Przemalowujemy ich billboard, walczymy z kolejną falą wrogów i bach!, mamy odblokowaną dzielnicę. Proszę to teraz powtórzyć kilkanaście razy...

Poza tymi żmudnymi walkami "Second Son" dostarcza mimo wszystko naprawdę sporo zabawy. Świetną sprawą są minigierki związane z używaniem niekoniecznie nadludzkiej mocy Delsina, czyli farby w sprayu. Przechylamy pada o 90 stopni, wstrząsamy (tak jak puszką sprayu), a potem za pomocą triggera malujemy dany obrazek. Niby mała rzecz, a cieszy.



Wizualnie "Second Son" to prawdziwy majstersztyk. Neon oczywiście kładzie na łopatki wszystko, co dotąd pokazało się na nowej generacji konsol, ale i reszta gry nie odbiega od bardzo wysokiego standardu. Odbicia, refleksy, warkocze dymu i kule ognia perfekcyjnie wpisują się w klimat nieco ponurego Seattle. Od strony dźwiękowej jest równie dobrze. Za głos Delsina odpowiada jeden z największych tuzów aktorstwa głosowego, czyli Troy Baker. I tu od razu można powiedzieć, że lepiej grać w wersji oryginalnej. Dubbing nie jest zły, ale to nie ten kaliber jakości co oryginał. W kwestii napisów, cóż, jest poprawnie, aczkolwiek nieco niesmacznie. Tłumacze zakresem słownictwa nie grzeszą i widać wyraźnie, że ich ulubionym wyrazem jest wsadzana wszędzie "dupeczka". Szczytem jest tłumaczenie "sentimental psychopath" jako "sentymentalna dupeczka". Kurtyna.

"Second Son" to gra-paradoks. Z jednej strony to produkcja, która bazuje na sprawdzonym już koncepcie i niewiele w niej drastycznych zmian w porównaniu z poprzednimi odsłonami "inFamous". Z drugiej zaś dostajemy genialną oprawę wizualną, nowe, dynamicznie zmieniane moce (absolutnie fenomenalny neon), do tego nieźle zaprojektowane miasto i całkiem emocjonującą rozgrywkę na około piętnaście godzin głównego wątku... Mimo kilku żmudnych momentów to ze wszech miar świetna gra. Warto zobaczyć nawet dla samych efektów mocy neonu i misji z Fetch.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones